O krajowym białku, głównie roślinnym mówi się w Polsce od dobrych kilku lat. Jednym z powodów wywołania dyskusji jest ustawa o paszach, która wprowadza zakaz stosowania produktów GMO w komponentach produktów do żywienia zwierząt. Innym powodem jest kolosalny wzrost importu śruty sojowej do około 2,5 mln ton. Wielki popyt na soję wywołał także wzrost cen na ten surowiec - chwilami cena osiągała poziom 2,4-2,5 tys. zł/t. Powszechne wykorzystanie importowanej śruty, to jednocześnie uzależnienie od dostawców i ryzyko zachwiania bezpieczeństwa żywnościowego kraju. Tematy te poruszano podczas konferencji pt. Wykorzystanie krajowych źródeł białka w żywieniu zwierząt gospodarskich. 
Program popularyzacji krajowego białka w paszach (nie tylko roślin bobowatych = strączkowych, ale także np. poekstrakcyjnej śruty rzepakowej) kuleje. Jedynym widocznym przejawem jest wzrost powierzchni uprawy strączkowych. Czy pociągnęło to za sobą wykorzystanie krajowego białka z pól w paszach? 


 - W Polsce i w Europie jest ogromna nierównowaga pomiędzy produkcją roślinną i zwierzęcą - powiedział Adam Tański z Izby Zbożowo-Paszowej. Jest to groźna sytuacja, ponieważ jesteśmy uzależnieni od importu białka z zewnątrz. Według Tańskiego jest kilka przeszkód, które trzeba przeskoczyć. Jedną z nich jest jakość produkowanego białka i jego niejednolitość. Są też przeszkody ekonomiczne - koszty produkcji białka na polskich polach. Są także przeciwności strukturalne - producenci powinni być więksi, aby dostarczać większe partie jednolitego surowca. - Mam nadzieję że konferencja pozwoli wypracować dla ministra rolnictwa wnioski, jak zwiększyć bezpieczeństwo żywnościowe kraju - dodał Tański. 
- Ponad 75% białka roślinnego musimy importować. I choć dzisiaj nie ma problemu, to w sytuacji, gdy mogą wystąpić zawirowania na rynku np. finansowym, to bezpieczeństwo może być zagrożone - powiedział prof. Michał Jerzak z UP w Poznaniu. 
Ale czy w obecnej sytuacji produkcja pasz jest stabilna? Ponad 50% przychodów ze sprzedaży pasz mają przedsiębiorstwa duże. Jest to wielka piątka zagranicznych firm. Można zastanowić się czy i główni gracze na rynku pasz są stabilni? Według średniej wartości syntetycznego miernika rentowności przedsiębiorstwa branży paszowej są w dobrej sytuacji. Oznacza to, że po stronie popytu mamy stabilność. A jak wygląda podaż roślin strączkowych - zapytał Jerzak. - Zauważamy że w ostatnich latach powierzchnia upraw strączkowych - konsumpcyjnych i paszowych rośnie z roku na rok. Przyczyną tego są oczywiście dopłaty. Nastąpiło jednak zachwianie kwoty dopłat w wyniku większej powierzchni zasiewów. Można się spodziewać, że wkrótce nastąpi spadek powierzchni zasiewów. Okazuje się jednak, że wraz ze wzrostem powierzchni zasiewów nie wzrosła ilość towaru w obrocie na rynku - wiele plantacji było zamiast zbierania - przyorywane. 
- Jedynym, tak naprawdę zainteresowanym bezpieczeństwem żywnościowym, jest rząd - stwierdził prof. Jerzak. Dlatego proponujemy kilka modeli powiązań. Jednym z nich jest rynek lokalny, np. produkcja żywności naturalnej, bez GMO itp. Nie zapewni to jednak bezpieczeństwa na większą skalę. Innym modelem jest uwzględnienie organizacji, która będzie animowała produkcję żywości w oparciu o krajowe źródło białka. Ważne jest jednak, aby stymulować produkcję towarową (jednak nie dopłata do hektara uprawy, ale wyprodukowanej masy nasion) roślin bobowatych. Kolejny warunek, to obowiązek dodawania określonego procenta krajowych roślin strączkowych. trzeba jednak wskazać źródła zaopatrzenia w surowiec. Pomysłem jest stworzenie wirtualnego magazynu. 
- Ostatnie badania wartości żywieniowej strączkowych robione były 30 lat temu! Ponadto od tego czasu zmieniły się zwierzęta hodowlane. Dlatego stare normy żywieniowe muszą być zmienione - powiedział prof. Andrzej Rutkowski z UP w Poznaniu. Utrudnieniem dla przemysłu paszowego są też duże różnice wartości pokarmowej pomiędzy gatunkami strączkowych, odmianami a także warunkami wegetacji a nawet glebą, na której rosły. Stanowi to problem dla przemysłu paszowego. 
- Podstawowy błąd rolników polega na tym, że wyprodukowany w gospodarstwie surowiec wykorzystywany jest do żywienia swoich zwierząt. Pasza musi być zbilansowana w postaci pełnoporcjowej lub koncentratu, a to zapewnia tylko wytwórnia pasz, nawet mała, lokalna - zauważył prof. Rutkowski. Profesor przestrzegał przed oferowanymi metodami uszlachetniania strączkowych. Przykładowo nie zalecał metody ekstruzji do łubinu wąskolistnego. Choć z drugiej strony nasiona tej rośliny mogą być powszechniej stosowane w żywieniu trzody chlewnej. Ponadto wskazał, że warto zainteresować się badaniami nad niedocenianym łubinem białym. 
- Wczoraj powstała nowa sejmowej podkomisja do spraw monitorowania wykorzystania krajowego białka w paszach powiedział poseł Zbigniew Dolata nowy przewodniczący ww. podkomisji. - Chcemy wprowadzić narodowe cele wskaźnikowe wykorzystania krajowego białka w paszach. Będzie to trochę na wzór NCW biopaliw w paliwach. W paliwach początkowo mówiono, ze to jest niemożliwe, a jednak udało się - dodał poseł. Popyt na krajowe białko roślinne ma wzrastać stopniowo. Celem głównym jest 55% zastąpienie soi krajowym białkiem. Planowana jest także zmiana systemu wsparcia strączkowych. - Okazuje się że wzrost powierzchni uprawy, wcale nie pociągnął wykorzystania ich w paszach. W 2015 r. uprawialiśmy 690 tys. strączkowych i co - zapytał poseł Dolata. Trzeba zmienić system wsparcia nie powierzchni uprawy, ale produkcji. Musi to być zrobione do 1 sierpnia 2016, aby zaczęło to działać od kolejnego roku.
- Celem Danube Soya jest nie tylko upowszechnianie wiedzy o uprawie soi u rolników w Europie, ale także budowanie rynków dla nasion soi. Ostatnio zajęliśmy się także systemem certyfikacji surowca, aby było wiadomo skąd dana partia pochodzi. System certyfikacji dotyczyć będzie nie tylko soi uprawianej w Europie, ale także importowanej - powiedział Przemysław Gawlas ze stowarzyszenia Danube Soya. Poinformował ze w zeszłym roku w Europie wyprodukowano około 6-6,5 mln. ton soi. Ale potencjał Europy jest znacznie większy. Gawlas ocenił go na około 20n mln. t. Rejon jej uprawy to teren naddunajski, ale także północne Włochy i południowo-wschodnia Francja. Jednak największy potencjał ma Ukraina. 
Do sukcesu tej uprawy w Europie konieczne jest jednak zaangażowanie odbiorców surowca. 
- Pojawia się już zainteresowanie przemysłu tłuszczowego. ADM zapowiedział, że w drugim kwartale 2016 r. rozpocznie przetwarzanie soi z Europy. W ślad za tą firmą już idą następne - powiedział Gawlas. 
Jednak aby uprawa soi z coraz większym powiedzeniem była możliwa na większym obszarze Polski, poza rejonem południowym, konieczne są prace hodowlane. 
- Soja pochodzi z ciepłych rejonów Chin. W Ameryce uprawia się ją najdalej do 49 stopnia szerokości geograficznej. Obszar Polski sięga do 55 stopnia i przed hodowcami stoi wyzwanie, aby dostosować odmiany do warunków klimatycznych i długości dnia - powiedziała dr Agnieszka Katańska Kaczmarek z Danko Hodowla Roślin. Mimo to powierzchnia uprawy soi rośnie. W 2014 roku sprzedano nasion na 6 tys. ha, a w 2015 już na 20 tys. ha. 
Jako ostatni głos zabrał Dyrektor Generalny Polskiego Stowarzyszenia Producentów Oleju, który wygłosił referat pt.” Śruta rzepakowa- szansa na zwiększenie samozaopatrzenia w krajowym bilansie białka paszowego”. W swoim wystąpieniu zwrócił uwagę na ogromny potencjał tego surowca, który przez nieustającą popularność śruty sojowej i mimo niższej ceny w przeliczeniu na kg białka, nadal pozostaje nie wystarczająco zagospodarowany wśród polskich hodowców zwierząt gospodarskich. Tym samym wskazała na absolutną konieczność podjęcia inicjatywy zwiększającej absorpcję tego rodzimego produktu.